Walenty Rokwisz

   2 Pułk Szwoleżerów Rokitniańskich

 

patrz również: wojsko, szczypiorno.

Frick Colection - Polish Rider
Polish Rider

Legions - satirical view

Józef Piłsudski - First Polish Uhlan

 

Józef Piłsudski in Cracow

 

Fighters for Polish Freedom

  Uhlan

Kossak - Rokitnia
W. Kossak

R O K I T N A - dr Tadeusz Piotrowski

 

Rozkaz padł... I stanęła szara ćma w szeregu
Błysła szabla. Już pędzą!... Po kwiecistej błoni
Miga się ćma straceńców rozpętana w biegu;
Śmierć przed nimi - w nich gromy - a wicher ich goni.


Jezus, Marja! Dopadli... Już pierwsze okopy
Zniknęły pod kopytem. Wichura rwie dalej,
Niepomna, że śmierć żniwa swego zbiera snopy.

Już drugi okop tonie w szarej jeźdźców fali...


Przed ułana polskiego skłoń się majestatem!
Gdzie czwartego okopu szarzeją się smugi,
Dojdź po trupach święconych polskiej krwi szkarłatem!
Sześciu doszło! Ułanów polskich szwadron drugi!

Dwudziestoletnia praca pułku dla Polski czeka na swego Dziejopisa. Niewątpliwie w najbliższej przyszłości historja 2-go pułku szwoleżerów Rokitniańskich znajdzie godne siebie pióro.
Zanim to nastąpi, zanim nader skromny „Zarys historji pułku” zdołamy zastąpić obszernem opracowaniem, oddajemy do rąk ogółu tę zbiorową pracę żołnierzy pułku, jako przyczynek do pułkowej historji.
Największa jej wartość polega na tem, że pisana jest przez tych żołnierzy, którzy na szlaku dwudziestu lat istnienia pułku nie tylko brali bezpośredni udział w wydarzeniach, lecz byli w nich głównymi aktorami.
Nazwiska autorów są drogie sercu każdego szwoleżera Rokitniańskiego, są to bowiem żołnierze, którzy tworzyli pułk, którzy budowali to co stanowi fundament wartości każdego oddziału: jego tradycję bojową.
Praca ta wypełni w pewnym stopniu lukę, jaką zawiera „Zarys historji pułku”, a mianowicie brak dokładniejszych opisów bojów pułku.
W szczupłych bowiem ramach oficjalnego wydawnictwa nie było miejsca na żywe, pełne barw obrazy walk stoczonych przez pułk, nie było również miejsca na opis przykładnych czynów szarej braci ułańskiej i szwoleżerskiej.
Znaczenie wychowawcze zaznajomienia młodych pokoleń pułku ze swoją historją bo (ową, opartą na przykładach żołnierskich cnót poprzedników, jest tak olbrzymie, że dla jednego tego celu stokrotnie opłaca się trud poniesiony przez autorów i komitet redakcyjny.
Młodym pokoleniom szwoleżerów Rokitniańskich poświęcamy w pierwszym rzędzie naszą „Jednodniówkę”.


Wierzymy, że gorące słowa umiłowania ideologji pułku, święcącej dzisiaj swoje dwudziestolecie, jakie przebijają z każdej strony tego zeszytu, trafią łatwo do żołnierskich serc.
Chcemy, aby następne pokolenia pułku szły tą drogą, której szlak wytyczyły czyny Wąsowicza i Jego ułanów pod Cucyłowem i Rokitną oraz czyny szwoleżerów na polach Klekotowa, Kulikowa Komarowa.
Na szlaku tym powstała tradycja pułku.
Od lat dwudziestu brzmi w niej nieustannie ta sama przepiękna nuta, którą najwierniej natchnionem sercem poety odtworzył żołnierz pułku ś. p. porucznik Józef Mączka.


"Przysięgłem Tobie na cześć...
na honor - i na imię -
na honor... polskich żołnierzy!
we krwi i harmat dymie
życie mi trzeba nieść
i umrzeć, jako należy
za Twoje Imię! -„
 

Zespalając, śladem poety, tę przysięgę z kultem dla „Wodza mocy orężnej - i ducha” odnajdujemy w poezji pułkowej - najwierniejszem zwierciadle nastrojów - ideologję pułku.
Od Twórcy Wojska Polskiego otrzymał pułk bezpośrednio swe walory ideowe.
Na Jego rozkaz pierwszy dowódca pułku ś. p. rotmistrz Zbigniew Dunin - Wąsowicz sformował 11. VIII.1914 roku w Krakowie zawiązek pułku 2 szwadron ułanów Legjonów Polskich.
Od tej chwili poprzez krwawe szlaki Karpackiej brygady - poprzez epickie boje naszej kawalerji na polach Ukrainy i Wołynia - wreszcie od lat kilku na straży Polskiego Morza 2 pułk szwoleżerów Rokitniańskich idzie naprzód z potężnym nurtem życia Najjaśniejszej Rzeczypospolitej:
Z dawną pieśnią - dawnym znakiem
idziem ufni w jutra wschody”


LEON MITKIEWICZ - ŻÓŁŁTEK
ppłk dypl.
 

Starogard, we wrześniu 1934

EDMUND BIEDER
DRUGI PUŁK SZWOLEŻERÓW ROKITNIAŃSKICH
NIEŚMIERTELNYM CIENIOM POLEGŁYCH POŚWIĘCAM

 

DUSZA PUŁKU
Szable w dłoń. ... i huragan! — to są szwoleżery!
Takim był w Legionach ułanów pułk drugi!
Rok/trio! — Tyś rodzona siostro Somossiery!...
Szable w dłoń!... i huragan!... to są szwoleżery!

Drugi pułk szwoleżerów — to są krwi zasługi
Szarży, w której polegli pułku bohatery...
Polsko!... Tobie ten pułk dał krwi serdecznej strugi...
Szable w dłoń J... i huragan!... to są szwoleżery!...

WIARA PUŁKU
Diugi pułk szwoleżerów jedna wiąże wiara,
Wiara w Wodza Narodu — wiara w Piłsudskiego!
Ze serc naszych jej wyrwać niech nikt się nie stara,
Dzugi pułk szwoleżerów jedna wiąże wiara!...

Z honorem służyć Polsce — oto przykład z niego!
Rokitna, to tej służby najświętsza ofiara!...
Bronić ziemi z honorem do tchu ostatniego!...
Drugi pułk szwoleżerów jedna wiąże wiara!...

SZTANDAR PUŁKU
Zbigniewie Wąsowiczu! — Ciebie przyzywamy
W dzień sztandaru, w najdroższe sercom naszym święto
Na świadka, żeśmy zawsze huf jeden, tensamy
Zbigniewie Wąsowiczu!... Ciebie przyzywamy!...

Myśmy z Ciebie odwagę wzięli nieugiętą!...
że na naszym sztandarze prócz krwi niema plamy,
że pułk w śmierć iś5 gotów, choćby go wycięto,
Rotmistrzu — my na świadka Ciebie przyzywamy!...

 

Krynica - Zdrój, dnia S sierpnia 1934 r.

 

 

 

Dr STANISŁAW ROZSTWOROWSKI, płk dypl. d-ca 22 p
STUDJUM PSYCHOLOGICZNE O SZARŻY POD ROKITNĄ

 

Fakta przedstawiają się następująco:
Jest to dziewiąty miesiąc wojny dla 2-go szwa dronu ułanów Legjonów Polskich. Rotmistrz Zbi” gniew Dunin”Wąsowicz — jego dowódca — wysyła dnia 12 czerwca 1915 r. o świcie patrole na wzgórza koło wsi Rokitna oraz pod las Dołżok na granicy Bukowiny i Bessarabji. Wracają one ostrzelane i meldują, że stwierdziły dawno przy” gotowanymi okopami umocnioną pozycję obronną Rosjan.
Przed południem dochodzi na wzgórza położone między wsiami Rarańczą a Rokitną czoło Lej Brygady Legjonów i piechota jej rozpoczyna natarcie poparte artylerją. Trwa ono cały dzień, noc i przez rano następnego dnia, t. j. 13 czerwca.
Bez rezultatu. Ogień broni maszynowej i ręcznej oraz artylerji nie pozwalają podsunąć się bliżej, jak na stok tuż na wschód od rzeczki Rokitny.
Dwa szwadrony ułanów legjonowych trzymane w odwodzie śledzą ze wzgórz za wynikami walki i są świadkami bezowocnych zmagań piechoty.
O godzinie 12.30 Szef sztabu Brygady, kapitan Vagasz wzywa rotmistrza Wąsowicza i daje mu rozkaz zdobycia okopów pod Rokitną — szarżą konną. Piechota ma iść w ślad za ułanami, artylerja ma wesprzeć natarcie.
Rotmistrz Wąsowicz wraca do szwadronów, podaje komendę „na koń i sprowadza kolumnę czwórkami ostrym kłusem w dolinę rzeczki Rotkitny, skacze przez potok, pociągając za sobą szwadrony, a mijając przyduszoną we wnękach do ziemi piechotę, podaje komendę: „2-gi szwadron w tyraljery, 3-ci szwadron w rezerwie, szable w dłoń! do szarży — marsz — marsz". Z czterech piętrowo rozbudowanych — na wznoszącym się w górę błoniu — okopów rosyjskich zrywa się gwałtowny ogień.
2-gi szwadron rusza cwałem, 3-ci szwadron skrę” ca pod domy wsi Rokitny. Szarżujących jest siedm” dziesięciu, Rosjanie rzucają już broń, widząc jednak garstkę, chwytają znów za karabiny. Ułani pod ich strzałami skręcają wzdłuż okopu, do wsi pięciu ich wróci bez ran do własnych linij.
Na błoniu między okopami leży 17-tu zabitych, w tem wszyscy oficerowie z dowódcą na czele, dwudziestu rannych, ponad czterdzieści koni poległo zabitych lub upadło przy skakaniu okopów. Robi się cisza.
W nocy Rosjanie wycofują się o 30 kilometrów na wschód pod Chocim — oddając pole bitwy 2-ej Brygadzie Legjonów. W szarży pod Rokitną mamy przykład wykonania rozkazu, kierującego cały oddział na śmiertelne niebezpieczeństwo, choć z możliwością powodzenia.
Rozkaz zostaje wykonany natychmiast, po bohatersku, jak przystało na starą gwardję.
Całe pokojowe wyszkolenie i wychowanie ma na celu, by rozkazy podobne były tak wykonywane.
To też warto w oddzielnem studjum, które nazwałem psychologicznem, rozpatrzyć, jakie czynniki złożyły się na czyn pełen chwały rokitniańskich ułanów.
„W każdej bojowej pracy rozróżniać trzeba czyn wodza i czyn oddziału. W tej więc myśli zanahizuję kolejno psychologję rotmistrza, a potem zbiorową psychologję jego szwadronu.
Rotmistrz Dunin-Wąsowicz nie był typem określanym przez Niemców, jako „Haudegen. Nazwa ta stosuje się do kawalerzysty, który bez zastanowienia, gotów jest zawsze wystrzelić, jak korek z butelki szampana. Są to bracia Kiemhicze z „Potopu, którzy pytają tylko „kogo prać? Są to charaktery proste, nieskomplikowane. Rtm. Wąsowicz takim nie był. Na podstawie historji bojowej 2-go szwadronu łatwo dowieść, że psychologicznie stanowił typ inny, raczej refleksyjny.
Pod Cucyłowem w październiku 1914 r. wstrzymuje już puszczoną w ruch szarżę, by prze” rzucić ułanów do walki pieszej. Spostrzegli bowiem, że samodzielnie działający na tyłach nie” przyjaciela szwadron prowadzi na całą brygadę kozacką rozwiniętą na błoniu.
W czasie bitwy Mołotkowskiej wysunięty dla ubezpieczenia lewej flanki piechoty — zajmuje wzgórze Hyga i trzyma je nie wiążąc się zupełnie w toczącą się u stóp góry walkę. Pod Tłumaczem wysłany w zapadającą ciemną noc marcową na obejście z dwoma szwadronami przez lasy — daje się na półtora godziny zatrzymać strzałami słabej wysuniętej placówki kozackiej. Przy wypadzie prowadzonym z Jasieniowa przez Riczkę na Huculszczyźnie w styczniu 1915 roku po bardzo przykrym przemarszu 20”kilometrowym przez dzikie górskie przełęcze — na wiadomość o wysuwającej się sotni kozaków w wąwozie prowadzącym na tyły naszego celu — Sokołówki — zarządza postój, a potem marsz powrotny.
Z tych trzech ostatnich działań wracamy pełni rozgoryczenia i żalu do dowódcy, za zbytnią ostrożność i brak czynnego wystąpienia.

Te przykłady wskazują na to, że rtm. Wąsowicz umiał działać ostrożnie i bynajmniej nie szukał sposobności do walki tam, gdzie uważał, że swe zadanie bez strat jest w możności wypełnić.
A pomimo to do szarży na niezdobyte przez piechotę okopy — rzuca się bez chwili wahania i namysłu.
Jakie wpływy zdążyły wytworzyć jego psychologję — oto problemat do rozpatrzenia.
Znając z licznych rozmów i tylomiesięcznego obcowania na wspólnych kwaterach wojennych przebieg życia i sposób myślenia naszego dowódcy, widzę tu wpływy następujących czynników;
1. Tradycji rodzinnej i tradycji broni jezdnej.
2. Przebytego wyszkolenia w szeregach kawalerji austrjackiej.
3. Ideowości wytworzonej w Związku Strzeleckim i Legjonach,
4. Poczucia karności wojskowej.
5. Poczucia wyższości nad przeciwnikiem i atmosfery zwycięskiej ofenzywy,
6. Walorów osobistych, zdolności do ryzyka i odwagi.


Tradycje rodzinne Wąsowiczów były pod względem wojskowym rzeczywiście piękne. Pras dziad jego służył pQd Napoleonem i odwagą wys różnił się wśród tysiąca innych. Jego to wybiera Napoleon na dowódcę swej eskorty w powrocie
Moskwy do Paryża. Polski szwadron Wąsowicza ma torować drogę przez kraj zalany podjazdas mi kozackimi. „Wie, że Wąsowicz jest oficerem zdecydowanym na wszystko i że można mu za ufać.
Tradycje napoleońskie są w naszym rotmistrzu niezmiernie żywe. Wielokrotnie wspomina z zas zdrością o ówczesnych szarżach. Wyraża wielokrotnie żal, że nie danem mu było żyć wśród chwały szwoleżerów z pod Samosierry, czy złotych kirasjerów Małachowskiego z bitwy nad rzeką Moskwą, gdy to zaszarżowali rosyjską redutę. Współczesną wojnę ocenia za nie nadającą się do takich pięknych bohaterskich czynów.
Tradycja przedrozbiorowej jazdy polskiej jest mu znana, choć wychowany w szkołach austrjacs kich nie miał możności zapoznać się z nią dokładniej. Wie tylko ogólnie o tem, że bitwy pod Chocimem, Kłuszynem czy Wiedniem — rozstrzygała szarża jazdy polskiej. Ale i to wystarczy.
2. Austrjacka szkoła oficerska i służba późniejsza w huzarach węgierskich, a potem w 13 p. ułanów miała, bezwarunkowy wpływ na ukształtowanie się wojskowego sposobu myślenia. Za walkę godną kawalerzysty uznawana jest tam tylko szarża konna. Wszystkie manewry uczą o tem dobitnie, choć sztuka władania białą bronią prawdziwną nielogiczność nie jest w poszanowaniu. Walka piesza jazdy jest w pogardzie, na służbę rozpoznania mniej zwracano uwagi, natomiast wpajano tęsknotę do walki wręcz i kształcono ducha zaczepnego. Epizody takie, jak trzymanie całej zmasowanej 4-tej dywizji kawalerji w sierpniu 1914 r. przez generała Zarembę — po komendzie „szablę w dłoń” — i to przez cztery godziny, dla utrzymania „pogotowia bojowego do walki — są charakterystyczne dla ówczesnej szkoły kawalerji austrjackiej. Marzenia o szarży kawaleryjskiej nie odstępowały więc i z tego względu rotmistrza Wąsowicza nigdy, a przez dziewięć miesięcy wojny nie dały mu się urzeczywistnić.
3. Ideowością Związku Strzeleckiego przejął się Wąsowicz po opuszczeniu armji austrjackiej i wstąpieniu wraz z bratem Bolesławem do plutonu strzeleckiego w Brzeżanach. Ideologja walki czynnej za Ojczyznę, konieczność ofiar, wiara w to, że Legjony są kadrą przyszłej armji polskiej, więc, że każdy nasz ówczesny czyn, jest zarazem budowaniem nowych tradycyj — były u niego już bardzo silne. Pomimo pewnych form zewnętrznych i pewnych pozostałości austrjackiego pokroju — był on jednym z najmocniej ideowych oficerów Legjonów, należał do elity, która stanowiła o wartości moralnej całej tej grupy. Dla dobra Polski ważyć swoje życie i innych uważał za rzecz zupełnie naturalną i prostą.
4. Poczucie — karności wojskowej rotmistrza Wąsowicza wyrobiło się w szkole oficerów zawos dowych. Było ono odmienne, niż dyscyplina Legjonistów niewyszkolonych wojskowo, lub oficerów armji niemieckiej, rosyjskiej, czy francuskiej. Legjonista spełniał rozkaz, wychodząc z założenia, że jeśli ochotniczo zgłosił się do szeregów — to wypadnie mu już słuchać. Chętniej słuchał swych przełożonych legjonowych niż komendy austrjackiej. Nie trzeba przytaczać przykładu karności wobec Komendanta Piłsudskiego, jako zbyt znanego, ałe wystarczy przypomnieć, że w drugiej Brygadzie rozkaz ówczesnego pułkownika Zielińskiego, późniejszego generała broni, przebywającego w Brygadzie w okresie Rokitny bez określonej funkcji wydawał się dla nas wszystkich bardziej obowiązującym od rozkazów właściwego dowódcy narzuconego nam przez komendę armji austrjackiej — zresztą bardzo dzielnego oficera płk. Kiittnera. Na ogół dyscyplina wojskowa w II giej brygadzie była bez zarzutu, dyscyplina porządkowa,gospodarcza, a przedewszystkiem ideowa wobec Austrjaków raczej wątpliwa.

Rtm. Wąsowicz miał za sobą szkolę dyscypliny austriackiej. Polegała ona na tern, że rozkaz otrzymany wypełniało się mniej lub więcej sumiennie, ale równocześnie głośno krytykowało decyzję przełożonych.
Jeżeli w tym wypadku nasz dowódca tak ochoczo podskoczył do ataku, wyglądającego wyjątkowo groźnie — to śmiem twierdzić, że wszystkie inne czynniki psychiczne, a więc tradycja, ideowość legjonowa, ambicja kawaleryjska — były silniejsze — niż sama dyscyplina.
5. Poczucie wyższości nad przeciwnikiem było następstwem otaczającej nas atmosfery zwycięstwa. Po pamiętnym dla nas ciężkim odwrocie, dokonanym w maju, na skutek przerwania frontu nie naszego, lecz sąsiadów — po okresie walki pozycyjnej nad Prutem — rozpoczęta od Hlinicy w dniu 6 czerwca ofenzywa zaznaczyła się piękne mi zwycięstwami. Udane rozwinięcie z przyczółka mostowego, bój pod Zadobrówką z rozkazem dowódcy korpusu Kordy „o pięknym dniu Polskiego zwycięstwa, widok całych batalijonów rosyjskich branych do niewoli przez patrole nasze, zajęcie przez nasi dywizjon kawalerji rzucony do pościgu pięknego miasteczka Sadogóry — wszystko to wytworzyło nastrój zwycięski, który jeszcze nie usechł w ciągu tak mozolnie prowadzonej dwudniowej bitwy o Rokitnę. Podczas, gdy nasza piechota po sześciu dniach i nocach marszów, bitew, ataków na bagnety, głodowania i bezsenności „skończyła się — to kawałerja jeszcze trzymała się nerwowo. Postój na górze na poła lucerny wśród słonecznej pogody tuż przed szarżą — był pełen śmiechu i wesołych ułańskich dowcipów.
Poczucie powodzenia wytworzyło zaufanie do wyższego dowództwa. Gen. Korda, z pochodzenia Węgier, który jako kilkoletni dowódca krakowskiego korpusu przed wojną zżył się ze społeczeństwem polskiem, a obecnie w czasie bitew dojeżdżał do pierwszych linij, dzieląc z wojskami i niebezpieczeństwa i trudy — pozyskał większy autorytet niż inni, poprzedni, a w czołowych odcinkach nigdy nie widywani dowódcy.
Szef sztabu Brygady, rotmistrz węgierskich huzarów Vagasz, zdobył sobie też zaufanie odważnem poprowadzeniem naszych szwadronów przed dwoma dniami na nocny wypad i zajęciem przez zaskoczenie ufortyfikowanej i odrutowanej pozycji za Sadogórą koło wsi Szancen. Sądzę, że rozkaz do szarży podany z jego ust brzmiał krótko, ostrą i dobitnie.
Nastrój zwycięstwa wytwarza wyższą temperaturę na wojnie i sam przez się jest płodny w bohaterskie czyny.

7. Wszystkie te czynniki razem wzięte nie byłyby miarodajne, gdyby nie ostatni — osobiste zalety rotmistrza Wąsowicza jako dowódcy. Wąsowicz lubił hazard. Był zamiłowanym graczem. Ta cecha charakteru wiele mu w życiu sprawiła przykrości, ale na wojnie w decydującym momencie nie była bez znaczenia.
Ale przedewszystkiem był to wybitnie odważny osobiście żołnierz. Pod Cucyłowem, wśród ostrej wymiany kul, gdy myśmy leżeli po rowach przy drożnych — on chodził środkiem szosy czuwając nad przebiegiem całości walki. Będąc ostrożnym w szafowaniu życiem podkomendnych — sam na gwizd pocisków był nieczuły.
I dlatego tak śmiało poprowadził na swej gniadej „Hochli" 2-gi szwadron dla zdobycia ziejących ogniem okopów.
 

II.
Na psychologję oddziału ułanów jadącego za swym rotmistrzem do szarży składały się następujące czynniki:
1) Ideowość, 2) Poczucie tradycji broni, 3) Zwartość wewnętrzna szwadronu, 4) Wiara w szczęśliwą gwiazdę, 5) Ambicja wielkiego czynu, 6) Doświadczenie bojowe i odwaga żołnierska.
1. Ideowość szwadronu, jak całych Legjonów, była jego największą siłą. Ochotnicza służba dla Ojczyzny, wysoki poziom umysłowy — na 110 ułanów wyjeżdżających z Krakowa 96 miało skończoną maturę łub uniwersytet — tworzyła z tego szwadronu raczej oddział oficerski, niż przeciętny linjowy. Ideowość miała po blisko rocznych warunkach i to nie tylko bojowych ale dużo gorszych— moralnych inną treść niż na początku wojny. To nie był już słomiany ogień, nie poryw do wojaczki, raczej na zimno wyrachowany upór w dotrwaniu, był to nastrój z pieśni I Brygady: "..my życia los, rzuciliśmy na stos, na stos"
W czerwcu 1915 r. widoki na odzyskanie nie podległości były jeszcze bardzo małe, a jak najgorsze ustosunkowanie się do problemu polskiego zarówno ze strony Rosji, jak Niemiec i Austrji, ogólnie znane. Mało kto z nas oczekiwał, że woj na światowa przyjmie tak korzystny obrót dla nas, jak się to stało przez pogrom Rosji na wschodzie, a klęskę Niemiec na zachodzie. Większość z nas widziała przed sobą jeszcze bardzo daleką i ciernistą drogę do wolności narodu, ale prawie wszyscy zdawali sobie jasno sprawę z tego, że w niewolnej Polsce żyć już nie potrafią. Zakosztowali już wewnętrznej, moralnej niepodległości ducha przez walkę w polskim mundurze i pod jarzmo wracać nie byli już w stanie. Raczej — śmierć.

2. Poczucie tradycji było w całym oddziale bardzo silne. Duży odsetek ułanów obowiązany był do dzienności tradycją rodzinną. I tak wachmistrz Sokołowski był wnukiem wachmistrza Sokołowskiego z l go pułku szwoleżerów Gwardji Napoleona, Jankowski, Konopkowie, Kossowski, Rostworowski, Piotrowski, Zawadzki, Lewartowski byli prawnukami napoleońskich żołnierzy, Sierkiejewicz, Kisielnicki, bracia Moszyńscy i wielu innych wnukami powstańców z 31 i 63 roku. Poza tem jako kadra przyszłej kawalerji polskiej uważaliśmy za konieczne podtrzymanie tradycji dawnej jazdy polskiej. Lektura dzieł Sienkiewicza i Żeromskiego znalezionych w jakimś opustoszałym dworze i krążących po szwadronie a odczytywanych po raz dziesiąty w życiu nie były bez wpływu na nastrój całego oddziału.
3. Zwartość wewnętrzna szwadronu, a więc poczucie jeden za wszystkich — wszyscy za jednego
— było bardzo silnie rozwinięte u nas. Pójść w ogień za swym dowódcą — było samo przez się zrozumiałą i oczywistą rzeczą. Może właśnie ta wyjątkowo silna łączność i to przekonanie o zupełnej odrębności szwadronu spowodowała szkodliwą przesadę.
4. Szwadron 2-gi wierzył w swą szczęśliwą gwiazdę. Miał do tego wszelkie prawo. Choć brzmi to anegdotycznie i przyjęte będzie z niedowierzaniem, jednak jest faktem, że nie schodząc z frontu od października i biorąc udział we wszystkich bitwach 2-giej Brygady Legjonów miał szwadron do Rokitny: jednego zabitego, t. j. uł. Maciejowskiego na patrolu pod Bruszturą w styczniu 1915 r. Co prawda rannych było już kilkunastu, kilkanaście koni zabitych kulami, zmarłych z chorób trzech, czy czterech — ale poległych jeden. I to pomimo kilkudziesięciu ostrzelanych patroli, przeżytego otoczenia ze wszystkich stron, ciągłych walk w straży przedniej lub w osłonie odwrotów.
Patrząc na duże straty innych oddziałów Brygady, która pod Molotkowem straciła 20 zabitych i 1000 rannych, pod Zadobrówką 200 rannych i zabitych, wyrobiło się przekonanie „o ułańskiem szczęściu i o szczęśliwej gwieździe szwadronu i jego dowódcy. 3-ci szwadron miał zresztą również do tej chwili jednego zabitego — ułana Jaworskiego na patrolu pod Nowemi Maniowcami. Traf chciał do tego, że na patrolach obu zakończonych śmiertelnemi stratami dowodzili świeżo przybyli z etapów oficerowie (ppor. Łempicki i rtm. Kordecki). Cóż więc dziwnego, że przesąd tak często spotykany w psychologji frontowej — głosił o szczęśliwej gwieździe „starej wiary”.

5. Ambicja dokonania wybitnego czynu była psychologicznem następstwem przeżytych wrażeń. 2:.gi szwadron rozpoczął swą wojnę od Sienkiewiczowskiej wprost bitwy pod Cucyłowcm. Zaskoczenie całej brygady kozackiej z artylerją na głębokich tyłach, początkowa szarża, potem walka piesza w opłotkach i odparcie trzech szarży kozackich, otoczenie, zapowiedź klęski, brak amunicji, a potem nagły odskok Rosjan i poczucie zwycięstwa — oto niecodzienne przeżycia oddziału. A potem... dziewięć długich miesięcy marszów. kontrmarszów, drobnych patroli, dniami całemi wystawanie pod ogniem artylerji bez żadnego zajęcia, walka pozycyjna w okopach, a zaledwie kilka jasnych, widocznych dla prostego ułana sukcesów. Wojna przedstawiała się jako bardzo męcząca, i szarpiąca nerwy kampanja bez śladu rozmachu i poezji, której zakosztowaliśmy w pierwszej bitwie.
Myślę, że podobne uczucia miał żołnierz Napoleoński, który tygodniami i miesiącami „szedł do bitwy” i marzył o tem, kiedy się ona rozegra, dając mu najwyższą nagrodę — poczucie zwycięstwa.
W czasie ostatniej ofenzywy z nad Prutu szwadrony już raz wezwane były do pościgu. Ruszyliśmy ostrym kłusem przez świeżo zdobyte pasmo okopów dojechaliśmy do Sadogóry... i na tem się skończyło. Żołnierz szuka silnych wrażeń, czuje żal, gdy wysiłek jego nie zdaje się na nic.
Gdy więc w trzy dni potem rotmistrz wracając ze sztabu rzucił rozkaz do wsiadania i skierował konia na pozycje nieprzyjaciela — odczuliśmy wszyscy, że zanosi się na coś poważnego. I na myśl o tem przejęliśmy się radością!
6. Ostatnim wreszcie motorem szarży była odwaga zbiorowa i indywidualna osobista ułanów.
Po tylu miesiącach wojny na froncie wytrwali tylko ochotnicy, którzy chcieli się bić. Charakter formacji Legjonowej dawał aż za dużo sposobności do ukrycia się bezpiecznego poza frontem. Różne stanowiska „reprezentacyjne”, polityczne przy Nacz. Komitecie Narodowym, po komendach miast i etapów, po adjutanturach pełne były Legjonistów, którzy front znali z opowiadań. To, co w czerwcu zostało w linji w sumie 2000 szabel i bagnetów z pierwotnych 12.000 — to był żołnierz pełnowartościowy.
A z takim żołnierzem, jak wiadomo, ważyć się. można z widokami powodzenia na wszystko! Od:. czuł to szef sztabu Brygady i rzucił szwadron — na zdobycie okopów.
W tak scharakteryzowanym oddziale rzucenie się naprzód li tylko dla wykonania karnego rozkazu nie wchodziło w rachubę. Po prostu trudno sobie wyobrazić, by którykolwiek z tych ułanów uchylił się od pójścia za swoim dowódcą. Jest to karność — starej gwardji.
Jakie wnioski wysunąć można z tych psychologicznych rozważań?
By wychować pełnowartościowego żołnierza, trzeba:
uczyć go tradycji narodu i broni, podtrzymywać tradycje rodzinne,

- dać mu mocną ideję, jak cel wojny,

- wpoić w niego zasadę, że przeżyć klęski ne warto, a odnieść zwycięstwo to największe szczę2 ście żołnierza,
- rozbudzić w nim chęć do walki wręcz,
- szerzyć braterstwo broni w oddziale i poza oddziałem, dać mu dzielnych dowódców i dbać o autorytet rozkazu,
- umieć szanować siły żołnierza i jego życie, bo gdy przyjdzie chwila pójdzie w ogień za doc wódcą,
- trzeba żądać odwagi.

 

Rotmistrz Zbigniew Dunin-Wąsowicz