Stanislaw Potempski

Grupa Historyczna Gustaw Harnaś

Stanisław Potempski aktywnie brał udział w walce z okupantem niemieckim

Wspomnienia opublikowane

"Pamięć nie umiera"
© Środowisko Batalionów AK
"Gustaw" i "Harnaś"

Pamięć nie umiera

Stanislaw Potempski for his activities in fights againts German invaders

 

Warsaw Rising 1944 Wydawnictwo „AWiR AKCES-Sukces Sport”

S

STANISŁAW POTEMPSKI „SŁAWEK"

Okruchy wspomnień

Mobilizacja

Pierwsze ogłoszenie o mobilizacji spotkało mnie w Warszawie. Musiałem dotrzeć do mojego oddziału

8 Pułku Artylerii Lekkiej stacjonującego w Płocku. Miałem nadzieję spotkać tam moich kolegów z Gimnazjum im. Stanisława Staszica, którzy ukończyli też różne szkoły podchorążych. Ja ukończyłem Szkołę Podchorążych Rezerwy Artylerii we Włodzimierzu Wołyńskim.

Po dotarciu na miejsce okazało się, że pułk już wymaszerował w kierunku granicy z Prusami.

Podjąłem się „pościgu". Nie było to sprawą prostą, ze względu na panującą sytuację braku organizacji, zdenerwowania i ogólnego bałaganu wynikającego między innymi z braku informacji (środki łączności). Z okresu

Rekruci 1939

Powstania mocno pamiętam pierwszy nalot niemiecki na konwój ludzi przemieszczających się drogą. Widząc nadlatujący samolot wskoczyłem w pole kapusty najszybciej, jak potrafiłem. Widząc i słysząc po­ciski, modliłem się i przyrzekłem, że jak przeżyję, to do końca życia będę jadł ryż, którego nienawidziłem.

Przeżyłem i udało mi się dogonić pułk, w ramach którego uczest­niczyłem jako dowódca baterii w obronie Modlina, która też nie wyglądała tak, jak uczyliśmy się w podchorążówce. Tam też podstawowym problemem była łączność i nie zawsze docierające rozkazy dowództwa. Nasze stanowisko ogniowe było na skraju pola w dużej odległości od punktu dowodzenia, tak więc często nie wiedzieliśmy, co mamy robić.

Kapitulacja też była nietypowa jak na późniejszą wojnę i okupa­cję. Niemcy jeszcze zachowywali się zgodnie z konwencjami. Idąc do niewoli (Działdowo) mogłem nawet zachować bagnet (broń biała).

Okupacja

Okres okupacji spędzałem w moim rodzinnym mieście Warszawie.

Imałem się różnych zajęć, aby utrzymać się przy życiu. Bardzo ważna była działalność związana z przygotowaniami do godziny W".

Mieszkańcy Warszawy na początku wojny nie wiedzieli, jak się zachowywać, dbać o bezpieczeństwo itp. Trudno było przestawić się na tryb okupacyjny.

Ja z rodziną i przyjaciółmi próbowaliśmy pozostawić zachowania maksymalnie takimi, jak to jeszcze niedawno było naszą codziennością. Próbowaliśmy kultywować nasze zwyczaje i codzienne działa­nia. Byłem namiętnym brydżystą. W czwartki, w domu rodzinnym na Mokotowskiej 16 organizowaliśmy turnieje. No i myśleliśmy, że wojna nam nie przeszkodzi. W czasie gry rozległy się syreny alarmu bombowego. Cały dom ruszył do piwnicy, dźwigając wodę, pierzyny itp. A myśmy musieli zakończyć roberka. Bomba uderzyła w ścianę na podwórku, wysadzając okno. Przeżyliśmy

Powstanie

Napisano już wiele. Jest dużo relacji, książek filmów.

Dla mnie jednym z największych przeżyć był początek Powstania.

Na godzinę „W" stawiłem się do miejsca koncentracji na ulicę Długą. Byłem adiutantem Batalionu „Antoni". Byliśmy nieuzbrojeni. Dowództwo postanowiło, że powinniśmy przedostać się do Puszczy Kampinoskiej, gdzie po dozbrojeniu mieliśmy powrócić do miasta.

Nocą, w deszczu, przez Cmentarz Powązkowski dotarliśmy do Cmentarza Ewangelickiego (kaplica Halpertów). Plan był następujący. Rano wyznaczony przez dowódcę Juliusza Chomicza „Julka" („1046") patrol miał sprawdzić, czy istnieje możliwość przedostania się przez ulicę Górczewską.

Niestety akcja nie powiodła się. Natrafiliśmy na silnie uzbrojonych Niemców. Strzelali do nas jak do kaczek. Poległo 9 z naszych towarzyszy broni z dowódcą na czele. Cześć ich pamięci.

Tablica pamiątkowa

Aniela - 1944

Kompanii „Aniela" na ul. Górczewskiej 45.

Fot. Zbigniew Potempski. Zdjęcie w zbiorach prywatnych przekazane do redakcji przez Zbigniewa Potempskiego

Walki powstańcze

Na cmentarzu na Woli (kaplica Halpertów) broniliśmy się do 6 sierpnia. Mieliśmy minimalną ilość broni, więc było bardzo ciężko. Będąc w tym rejonie, dostaliśmy pierwszy zrzut z powietrza. Były to samoloty z Anglii, a nie jak później Brindisi. Niestety dostawy były bardzo skromne i broni jak na lekarstwo. Spadochron z zrzutu zwinąłem i ukryłem na cmentarzu (był z doskonałego materiału nylonowego - przydał się zaraz po wojnie w styczniu 1945 roku).

Niemcy w tym czasie masakrowali ludność Woli. To było strasz­ne. Przyszedł rozkaz: „Wycofujemy się na Stare Miasto", tak więc przedostaliśmy się na ulicę Długą 5 lub 7. Nastąpiło wtedy wciele­nia Baonu „Antoni" do Batalionu „Gustaw". Było już nas mało. Tylu zginęło. Duża część to moi przyjaciele z przedwojennego harcer­stwa. Była to jedna z lepszych drużyn 16 WDH. My byliśmy z drużyny „Tury".

Walki były bardzo ciężkie. Ustalone były czterogodzinne dyżury. Były oczywiście ogromne niedostatki żywności i również w zakresie higieny. Bardzo szybko przestały działać wodociągi. Zostały jedynie studnie, z których korzystając, trzeba było uważać, bo ciągle były bombardowania (znane wszystkim ciężkie działa zwane „szafami"). Życie musiało przenieść się do piwnic, gdzie warunki były koszmar­ne. Piwnice poszczególnych domów były połączone (przebite ściany). Była to jedyna względnie bezpieczna droga poruszania się po mieście.

13 sierpnia byłem na kwaterze na ulicy Kilińskiego, jak wybuchł czołg. To była przerażająca tragedia. Mną rzuciło o ścianę, ale miałem szczęście, że nie byłem akurat na zewnątrz. Wszystko płonęło, a szczątki ludzkie były porozrzucane po całej ulicy.

W czasie ciężkich walk zostałem ranny, tak więc później miałem utrudnione możliwości bojowe. Zostałem wyznaczony 29 sierpnia do pierwszego transportu rannych kanałami do Wareckiej. Przejście kanałami odbywało się w koszmarnych warunkach smrodu, pyłu i braku powietrza. Trzeba było bardzo uważać przy często zawałonych przejściach przy studzienkach. Niestety należało się liczyć również z obstrzałem i rzucaniem granatów do włazów przez Niemców.

Epilog czyli „wyzwolenie"

Pomimo mojej historii powiązanej z wojskiem byłem pacyfistą. Tak jak Narodowa Organizacja Wojskowa byliśmy trochę sceptycz­nie nastawieni do decyzji o wybuchu Powstania. Jednak przez lata okupacji i zniewolenia wszyscy zdawaliśmy sobie sprawę, że Powstanie i tak wybuchnie. Liczyliśmy jednak na inny jego przebieg. Zachód nie mógł przyjść z pomocą, a wschód nie chciał.

Oryginalny tekst został przekazany przez rodzinę Autora do redakcji oraz znajduje się w zbiorach prywatnych