Za górami za lasami czyli w dawnych czasach prehistorycznych...
Czasy obecnie trudne do wyobrażenia.
Namiastkę atmosfery tamtych czasów można poznać w
Muzeum PRL

Zbysio travels

 

Go to Main Potempski Family Page

Write to the Page administrator

1960

Relacja z podróży w zamierzchłych czasach głębokiego komunizmu

 

Report on first journey to Free World

 

Page administrator - Zbigniew Potempski

Muzeum PRL Jest rok 1960.
Czasy z zapadłej przeszłości trudne do wyobrażenia.
Jeszcze niedawno "naród opłakiwał" śmierć dyktatora Bieruta.
Wypuszczono z więzienia Wiesława Gomułkę. Rozpoczął się okres "odwilży politycznej". Naród wpadł w euforię i nadzieję na lepsze czasy.
Ja z Markiem byliśmy mali i jeszcze niewiele rozumieliśmy. Dla mnie podróże kojarzyły się samolotami startującymi z pobliskiego lotniska Okęcie które jeździliśmy rowerami oglądać.
W tym czasie mieszkaliśmy bowiem we Włochach pod Warszawą

Realia tamtych odległych czasów. Mieszkaliśmy za "Żelazną kurtyną" Podróżowało bardzo mało osób. Paszporty jednorazowe załatwiało się w jednym na całą Warszawę okienku w Pałacu Mostowskich. W kraju nie wolno było posiadać waluty czyli czyli dolarów, marek czy franków. Ewentualne waluty trzeba było wymieniać na bony PeKaO. Na wyjazd można było oficjalnie wykupić w NBP $5 na osobę.
Na początku 1960 roku widzimy Tatę wyjeżdżającego gdzieś w świat (do tej pory trudno pojąć jak się to ojcu udało - w końcu powstaniec, nie należący do wiodącej partii itp. Może pomogło wyróżnienie przodownika pracy).
Okazało się, że w wakacje Mama zabiera nas do ojca (jakim cudem wypuszczono matkę z dwojgiem nieletnich do przebywającego gdzieś w świecie męża - nie umiem wytłumaczyć). Po wakacjach wrócimy do szkoły w Warszawie, a zajmować nami będzie się Babcia Jadwiga.
Ił-14 Wakacje 1960. Zaczyna się jakaś nierealna ale prawdziwa podróż. Lecimy najpierw "wypasionym Iliuszynem" do Amsterdamu. Szok cywilizacyjny. Jakieś nieprawdopodobnie kolorowe i czyste uliczki, ludzie dziwnie uśmiechnięci. Ja z Markiem w hotelu szalejemy w windzie (nie znane nam z kraju urządzenie). Później wieczorny spacer. Kolejny szok. Rozświetlone, kolorowe ulice. Mnie najbardziej pasjonowały rozjazdy tramwajów. Nie mogłem zrozumieć jak bez "przestawienia wajchy" tramwaj może zmienić kierunek jazdy.
trasa Bejrut - Damaszek Następnego dnia dalej w emocjach, zupełnie nie pamiętam podróży samolotem w kierunku Bagdadu.
Przypominam sobie ostatnie godziny lotu. Późna noc. Na pokładzie my i tylko dwie osoby. Kabina pilotów otwarta więc możemy obserwować bajecznie kolorowe lampki pulpitu pilotów i mrugający po horyzont widok z przedniego okna.
Niestety Bagdad nas nie przyjął ze względu na szalejącą burzę piaskową.
Wróciliśmy do Bejrutu skąd samochodem przewieziono nas do Damaszku. Obłędna trasa przez góry Jebel (szczyty do 2500m). Biorąc pod uwagę tamte czasy, egzotyczne tereny itp. dziwię się, że nikt się nie obawiał, że nas porwą albo co. Tutaj film mi się urywa i pamiętam jedynie przywitanie z ojcem w Bagdadzie.
Bagdad - Masa Perłowa Obecny Bagdad to ogromna metropolia (7.5mil mieszkańców).
W tamtych czasach zrobił piorunujące wrażenie na 10 latku. Straszny upał, arabowie ubrani i zachowujący się zupełnie inaczej niż byliśmy przyzwyczajeni w Polsce. Oddzielnym zaskoczeniem było, że tamtejsza niedziela jest w nasz piątek.
Z oczywistych względów sami nie mogliśmy się nigdzie poruszać chociaż przygotowałem precyzyjną mapę okolicy.
Mapa, jak i adresacja listu okazały się bardzo przydatne i właściwe.
Niestety z tamtych czasów mam mało pamiątek i zdjęć, ale pamiętajmy, że to był początek lat 60-tych ubiegłego stulecia.
Po pamięci błąkają się skrawki wspomnień odwiedzanych historycznych miejsc o których mogę poczytać w prowadzonym przeze mnie pamiętniku. Dobrze w pamięci zapadło podróżowanie po pustyni (żadna tam droga, po prostu bity trakt) i miejsca postoju na herbatę (esencja podawana w 50g kieliszku).
Inne wyrwane wspomnienie to gotujące się źródła bitumitów.
Bagdad - plan
1962 list
Oddzielne spore przeżycie czyli wycieczka do Babilonu o którym jeż co nieco słyszałem:
wiszące ogrody Semiramidy - niestety tylko pustynne pagórki
Brama Isztar nic, itp. itd.
Jedyne, co udało się zobaczyć to pomnik Lwa na którego Marek się wdrapał.
  ........
  Powrót dzieci do domu to proste zadanie. Na lotnisku w Bagdadzie przekazujemy dzieci pod opiekę stewardessie (firma BOAC - lot przez Kair do Rzymu). Następnie stewardessy brytyjskie przekazują dzieci obsłudze samolotu LOT i po ptakach. HA HA HA.
Ja znałem jedynie rosyjski na bardzo podstawowym poziomie więc komunikacja była raczej na migi.
Przelot zatarł mi się w pamięci (np. nie pamiętam widoku Piramid)
W Rzymie nikt na nas z LOT'u nie czekał więc później szukało nas całe lotnisko.
A w drodze z Rzymu stewardessy miały z nami trochę zamieszania. Biegaliśmy z Markiem po pokładzie wyszukując "problemów". Stewardessy "zatrudniły" nas do roznoszenia np. płynów. Ale przyszły inżynier czyli ja badałem bardzo syczące drzwi. Ale gorzej było po starcie w Wiedniu gdzie wypatrzyłem wyciek paliwa ze skrzydła więc trzeba było lądować ponownie w Wiedniu. Później był jeszcze jeden mały problem gdy siedzący obok nas pasażer wypatrzył, że Markowi sprzedano na lotnisku truciznę na szczury zamiast cukierków.
Tak więc podsumowując podróż była pełna wrażeń.