|
|
|||||
Pamiętnik znaleziony ... na Lordship |
z
listu do Y..
...
Zacznę wobec tego od powrotu z Polski, w
listopadzie.
Już od drzwi czekała mnie niespodzianka. Oba
pokoje na parterze zdemolowane przez zdebilałych palantów.
Jednemu z nich wynajmowałem pokój, a drugi przyszedł i
zamieszkał na zasadzie ze „musimy sobie pomagać” i ze „będzie
dobrze”. Ale nie wyjaśnił dlaczego i komu. Demolka była zemstą
za to, że kazałem mu się wyprowadzić, bo nawet nie spytał się
czy może zamieszkać. Oczywiście nie płacił i nie zamierzał. A
kilka dni po wyjeździe Kasi zaczął porządkować jej pokój na
drugim piętrze chyba po to, żeby tam zamieszkać. Powiedziałem
mu, że mam własne plany co do tego pokoju. Oburzył się
strasznie, sklął mnie na czym świat stoi i wymachując rękami
przed nosem, zapowiedział, że zostanie tu jeszcze ze dwa
tygodnie.
Został jeszcze pięć, cały czas zły na mnie i
obrażony. W końcu wysłałem mu sms, że dobrze nie jest a pomagać
najwyraźniej nie ma zamiaru, więc jeśli się nie wyprowadzi to
zadzwonię na policję. Bohatersko ulotnił się tego samego
wieczora.
A policji nie interesuje co się dzieje na skłocie
o ile ktoś nie popełnił jakiejś zbrodni.
Ale ten koleś urazę zachował aż do listopada i
podczas mojego pobytu w Wa-wie rozwalili co się dało: połamali
półki, powyrywali drzwiczki od szafek, a ściany i framugi
pokryli napisami typu „kiełbasę żarłeś, kasę brałeś, policją
straszyłeś i jak się teraz kurwo czujesz?” a hasłem naczelnym
złorzeczeń było „jebać policje”. Mój pokój oszczędzili,
Dawny pokój Kasi wynajęła para
polsko-karaibska. Kiedy się wprowadzali byli tak zadowoleni, ze
sami postanowili płacić więcej niż chciałem. A to i tak była
tylko polowa ceny, którą musieliby zapłacić za podobne miejsce.
Ale widocznie jestem trudny we współżyciu bo naraziłem się i tym
lokatorom. Tuż przed moim wyjazdem do Polski koleś przestał się
do mnie odzywać (chyba strategicznie) i w efekcie przestał
płacić, oczywiście nawrzucał mi przedtem od najgorszych.
Zagroził że złamanie mi nogę i że mnie zagłodzi (?).
I teraz czarnuch śpiewa sobie w łazience w
nadziei że zajmie cały dom ja nie mam nikogo kto by za mną
stanął. Zostałem więc bez dochodu, choć nie pierwszy raz w
życiu.
Złożyłem papiery o zasiłek dla szukających
pracy. Po sześciu tygodniach odpowiedzieli, ze mi się nie należy
i powinienem starać się o inny. Dlatego w tym tygodniu zmagam
się z kilometrowym formularzem, z drżącym sercem i cicha
nadzieją, że lekarz wyda mi zaświadczenie o niezdolności do
pracy i dostanę zasiłek. Pracy na razie nie znalazłem, ale sam
widzę, że mam coraz mniejsze możliwości aktywnego działania w
dostępnych mi zawodach. Niby miałem dziś ofertę pracy na kilka
godzin dziennie z pakistańskiego sklepu pod domem. Propozycja
dosyć dziwna i nieokreślona ale jeśli nie dostane zasiłku to kto
wie. Nie mogę już pracować jako robol, czy nawet kierowca.
Skończyła mi się licencja pasażerska, a w firmie kurierskiej,
przez osiem miesięcy zarabiałem mniej niż płacą na zasiłku. A to
co porobiło się na ulicach, ze wszystkimi zakazami,
stacjonarnymi i ruchomymi kamerami i rzeszą traffic wardens z
elektronicznymi wypisarkami do mandatow, co moim zdaniem
wyklucza normalne wykonywanie zawodu.
Głodu jeszcze nie zaznałem i jakoś sobie
radzę z pomocą kilku przyjaciół i rodziny, ale nic ciekawego,
ani budującego ostatnio mi się nie przydarzyło. Więc smażę się w
moim piekle wstydu, upadku i braku realnych pomysłów. Głównie
siedzę w chałupie, bo wszędzie daleko, transport kosztuje i nie
bardzo jest dokąd i po co iść, (chyba że po żywność). Dużo czasu
spędzam w bibliotece męcząc się z moja powolną skrzynką emailową
i wirelesem, a w domu oczywiście próbuję pisać. Ale odnoszę
wrażenie, że to też niespecjalnie mi idzie, Zupełnie jakbym
tracił rytm i płynność wyrażania myśli. Czas idzie naprzód,
zmienia wszystko i nie da się tego zatrzymać. Sprawność
organizmu po latach zmagań nagle maleje. Ale co robić? Ten wózek
trzeba pchać dalej. W końcu nie jest najgorzej i da się żyć.
... |