|
|
||||||||
|
Powstanie Warszawskie 1944 |
|
|
Warsaw Rising 1944 Meeting of fighters 50 years after. Group "Aniela" was a part of a fighting batalion named "Gustaw" |
|||||
Kompania "Aniela" |
Formacja "Gustaw
- Harnaś
Dwa powstańcze bataliony" PIW 1989 Roberta Bieleckiego. |
Biogram Stanisława |
|
Zdjęcie wykonane 2.10.1944 | |||
Patrol Chomicza
posuwał się Górczewską w dwu grupach. Lwunastu ludzi wraz z
dowódcą biegło lewą stroną ulicy, natomiast po prawej, nie
zabudowanej stronie znajdowało się czterech żołnierzy —
Bogusław Wolski, Zdzisław Tyrcha, Tadeusz Tan i Tadeusz
Prosiński. Lewa grupa wysunęła się do przodu, bo biegła
chodnikiem, prawa natomiast pozostawała o dobre kilkadziesiąt
metrów w tyle, bo szła kartofliskiem.3
W chwili gdy ppor. Chomicz z
Idźkowskim dopadli bramy domu Górczewska 45 i natknęli się na
niemieckiego podoficera, reszta lewej grupy znalazła się przed
tym domem, pod drewnianą szopą, przylegającą do narożnika
Górczewskiej i Sokołowskiej. Ukryty za szopą patrol niemiecki
został zaskoczony nagłym pojawieniem się powstańców.
Niemcy najwcześniej spostrzegli pchr.
„Bogusława” i jego trzech ludzi, którzy szli otwartą
przestrzenią. Otworzyli do nich. ogień z wiaduktu kolejowego i z
wieży strażniczej po drugiej stronie torów. „Bogusław” i trzej
jego żołnierze próbowali zbliżyć się do wiaduktu, by znaleźć
się w ten sposób w martwym polu. Kiedy jednak spod wiaduktu
wyjechały dwa opancerzone transportery — wycofali się,
ostrzełiwując, w stronę Żytniej.
Widząc, że Niemcy ostrzeliwują
„Bogusława” prawdopodobnie z górującej nad torami wieży
strażniczej, Artur Jacyna, podsadzony przez kolegów, wdrapał się
na dach szopy. Zanim jednak otworzył ogień, sam został trafiony
z tej wieży. Rana była śmiertelna, szybko tracił siły, zdążył
tylko rzucić kolegom swą broń — pistolet maszynowy. Kiedy
wołali doń, by sam zsunął się z dachu, wyszeptał jedynie:
„Zostawcie mnie tutaj.” Wszystko wskazuje, że w parę minut
później został dobity przez Niemców albo zmarł z upływu krwi.
Ppor. Chomicz zorientował się już, że
tuż za szopą znajduje się niemiecki patrol. Spod wiaduktu
wybiegł zresztą jakiś oficer, który słowem i gestem zachęcał
ten patrol, aby wyszedł z ukrycia i podjął bezpośrednią walkę z
powstańcami. Ktcś z grupy Chomicza rzucił ponad szopą granat,
ale nie było eksplozji. Wobec tego Chomicz zdecydował się
obejść Niemców od tyłu i z paroma ludźmi posunął się w głąb
bramy. W bramie domu przy ulicy Górczewskiej 45 pozostali
PyżykowskL Idźkowski, Ruśkiewicz, Janoeha i Szamejt jako
ubezpieczenie.4
Chomicz biegł teraz podwórzem, które z
prawej strony ograniczone było jakimiś zabudowaniami
gospodarczymi, a z lewe.
otwierało się na dosyć szeroki ogród.
W tym ogrodzie właśnie zapadł niemiecki podoficer, którego
Chomicz i Idźkowski napotkali przed chwilą w bramie. Biegli tak
siedemdziesiąt, może osiemdziesiąt metrów, starając się ominąć
zabudowania i wyjść na Sokołowską. Dopadli murowanej przybudówki
i przez otwarte drzwi dostali się do jakiegoś mieszkania.
Chomicz zostawił tu sanitariusza Andrzeja Sommera (zresztą bez
broni) jako kolejne ubezpieczenie, a sam przez okno wydostał się
na otwartą przestrzeń. Pospieszyli za nim Wiśniowski, Michalski,
Zbyszek Jacyna i Nadratowski.5
Wciąż nie mogli przedostać się na
Sokołowską, trzeba było posuwać się dalej Kilkanaście metrów.
Wreszcie znaleźli przejście, byli teraz na Sokołowskiej, na
tyłach grupy Niemców stojących za drewnianą szopą przy
Górczewskiej. Nie wiedzieli, że sami znaleźli się w środku
nieprzyjacielskiego ugrupowania, że Niemcy są wokół nich.
Janusz Wiśniowski, dostrzegłszy
Niemców za szopą, w odległości około stu metrów, wychylił się
zza muru i oddał do nich długą serię. Ledwie to uczynił, kiedy
usłyszał pojedynczy strzał z karabinu. To strzelał doń z tyłu
jakiś Niemiec, którego do tej pory nie zauważył. Sytuacja
zmieniła się gwałtownie, powstańcy z tropiących sami stali się
tropionymi.
Chomicz zarządził odwrót, tym bardziej
że zaczął ich ostrzeliwać karabin maszynowy z wieży kościoła.
Osłaniał ich Wiśniowski, prowadząc pojedynek ogniowy z tym
kaemem. Do okna mieszkania, w którym czekał Sommer, dobiegli
tylko Mirek Michalski i ciężko ranny Zbyszek Jacyna. Chomicz i
Stefan Nadratowski padli od kul Niemców strzelających od strony
kościoła Św. Stanisława, z Sokołowskiej i z oficyn.6
Sommer i Michalski wciągnęli Jacynę do
środka. Sommer pozostał przy rannym, a Michalski spróbował
jeszcze przebiec z tej przybudówki do bramy Górczewska 45, by
sprowadzić kolegów. Kiedy tam biegł, został trafiony serią peemu
przez Niemca leżącego w ogrodzie, i upadł o kilkanaście metrów
od |